Archiwum luty 2016


lut 18 2016 Nowa praca
Komentarze: 0

Nowa praca. Nie wiadomo czego się spodziewać, czy podołamy obowiązkom. Czy sprawdzimy się. Jacy będą ludzie, czy będą chcieli pomóc. 

Wszystko nowe. Trzeba będzie pytać o wszystko, Nie lubię zadawać pytań. Nie lubię nic nie wiedzieć. Nie lubię nowych sytuacji. Nie lubię poznawać nowych ludzi. Jestem zamknięta. Życie jest takie ciężkie, czemu cały czas trzeba się z nim mocować? I tak wiadomo kto wygra. 

Wszystko przez pieniądze, które trzeba zarobić, wszystko przez instynkt przetrwania i chęć posiadania. Posiadania domu, rodziny, oszczędności. Żeby nie martwić się czy wystarczy do kolejnej wypłaty. 

Chcę sobie odłożyć, mam nadzieję, że w tej pracy zagrzeję miejsce, zwykle wytrzymuję około 3-ech miesięcy przy jednym zajęciu. Nie potrafię się zmusić, jeśli coś mi nie odpowiada. 

Tylko boję się, że jak odejdę, to za jakiś czas znowu zacznę szukać pracy. Jak znajdę, wszystko zacznie się od nowa. A ja nie radzę sobie ze stresem, paraliżuje mnie i jest mi niedobrze. Dlatego nie zdałam prawa jazdy. 

Niedługo minie rok odkąd poszłam na kurs. Tragedia. 

Tragedia goni tragedię, a za nią kolejna tragedia. Tak już od dwóch lat, odkąd skończyłam szkołę, odkąd się zaręczyłam. Czy to ma jakiś związek???

Jeśli czeka mnie kolejna porażka w tej pracy, mój zapał spadnie do ujemnego poziomu. 

Skoro świat chce mnie wykończyć to mu pomogę i skończę ze światem.

lut 17 2016 Wiem, że jestem żałosna
Komentarze: 0

Człowieku weź się za siebie. 

Mój mózg nie działa dobrze, wszystkiego się boję, nie mam motywacji do niczego. 

Mam problem, bo jestem zaręczona i nie chce żeby on przeze mnie marnował sobie życie. Bardziej obawiam się, że przez to, że tak wcześnie (19lat) zamieszkałam z nim i się zaręczyłam. To nie była dobrze przemyślana decyzja. Nie wiem czy to dobrze, brać na siebie tak wiele. 

Wszystko miało być tak piękne. Skończyłam szkołę i poszłam na studia. Tylko, że zaraz je zawaliłam. Następego roku już się nie dostałam w ogóle. Poszłam do szkoły zaocznej. Idzie mi tu średnio. Znalazłam teraz pracę, w której też dużo muszę się nauczyć zanim będę samodzielnym pracownikiem. Wszystko mam strasznie niepoukładane. 

Mieszkam z narzeczonym u Niego. On płaci za wszystko, utrzymuje mnie, choć kiedyś sobie obiecywałam, że będę samodzielna i już nigdy nie będę zależna od nikogo, gówno...

Chciałam pomóc Mamie, która żyje w piekle swojego małżeństwa. Chciałam skończyć studia i pójść do dobrej pracy. Teraz nie zarobię nawet 1000 zł w miesiąc, bo pierwszy okres pracy to nauka, a praca jest na 'akord'. 

Szkoła, praca, do tego druga szkoła - językowa, chcę się nauczyć angielskiego, bo wtedy można przeglądać szerszy wachlarz ofert pracy. Do tego cały dom jest praktycznie na mojej głowie, poza rachunkami i opłatami, ale to ja sprzątam, gotuję, piorę i zajmuję się zwierzakami. 

Teoretycznie, bo w praktyce bardzo zaniedbuję sprzątanie :( Ale o resztę dbam jak mogę). Mam ogromną niechęć do życia. Mam wrażenie, że nikt mnie nie kocha. Za mało czasu spędzam z rodziną, Brakuje mi tego. Takie życie we dwoje jest spoko, ale czasami tęsknię za gwarem rozmów rodzinnego domu.

Kiedyś chciałabym wyjechać z domu na wakacje tutaj gdzie jestem, w ciszy i spokoju i z wanną w łazience. Teraz czuję na odwót. Tam, w moim rodzinnym domu, w końcu odpoczęłabym. Od narzeczonego, który nie umie mnie wspierać. Tylko ciągle pyta, co jest ze mną nie tak... A odkąd z nim jestem przytyłam i chyba mi się pogorszyło. Roważam rozstanie. Wiem, że wiążę się to ze spłatą długów, które na pewno mi naliczy. Przez kilka lat musiałabym go spłacać. Ale lepsze to niż życie w jeszcze większym nieszczęściu.

idę się pouczyć....